czwartek, 19 września 2013

Mało krwawa hrabina


Pandora to dość prosta, ale niepozbawiona uroku historia. Trochę w stylu „Diabeł ubiera się u Prady”, trochę „Buffy”, jest to opowieść o małomiasteczkowym Kopciuszku, którego odmienia przyjazd do Nowego Jorku i kilku ciuchów vintage. Oraz pogadanka ciotecznej babki o różnicy między modą a stylem – która bardzo mnie zaskoczyła. Aspirująca dziennikarka, godzinami czytająca artykuły i blogi o modzie, nie znała tego rozróżnienia?
Ale to był jedyny facepalm podczas lektury. Fabuła, choć prościutka i niezbyt odkrywcza, nie zawiera idiotyzmów i czyta się bez przykrości. Pandora jest całkiem sympatyczną bohaterką, naiwną na tyle na ile dziewiętnastolatka może być. Oczywiście, zgodnie z prawidłami gatunku, dziewczyna ma niezwykłe zdolności i przeznaczenie.
Jeśli chcecie przeczytać tę książkę, bo kusi Was postać hrabiny Batory, to powstrzymajcie się. Krwawa hrabina pojawia się dopiero w ostatnich rozdziałach i jest dość sztampowym villain of the week. Fabuła kręci się wokół Pandory i Celii, widać, że ich wątek bardziej Autorkę ciekawi. Zakończenie jest pospieszne i mało finezyjne. Prawdę mówiąc, hrabina jest w fabule niepotrzebna, Atanazja wystarczyłaby za szwarccharakter.

O dziwo, w Krwawej hrabinie nie ma romansu. To znaczy, jest wątek romantyczny, ale ani Pandora ani czytelnik nie traktują go zbyt poważnie. Może i dobrze, bo chłopak nie jest  interesujący czy sympatyczny.
Trójkątu miłosnego brak, chyba że policzymy ducha, który za punkt honoru postawił sobie wyciąganie Pandory z opresji.
Podobał mi się klimat opowieści i próba stworzenia własnej odmiany wampirów, wykorzystująca słowiańskie mity. Spektre jest urocza, trochę jak z burtonowskich filmów rysunkowych. Jednak o świecie dowiadujemy się żałośnie mało.
Najbardziej denerwujący w książce jest brak wyjaśnień! Nie dowiadujemy się kim jest Pandora, ani o co chodzi z jej rodziną. Za każdym razem gdy informacje zdają się na  wyciągnięcie dłoni, Celia stwierdza, że bohaterka powinna iść się przebrać. Ten zabieg zapewne miał zaostrzyć mój apetyt na kolejną część, a tylko zirytował.
Krwawa hrabina mnie nie zachwyciła i prawdopodobnie za kilka miesięcy nie będę pamiętała za wiele z lektury. Czytało się ją bez przykrości, ale też bez zachwytu. Trochę szkoda niewykorzystanego potencjału otoczenia.

0 komentarze: