piątek, 11 kwietnia 2014

Anne Rice Dary wilka


Powieść, która miała być powrotem Anne Rice do powieści paranormalnych z prawdziwego zdarzenia. Po zrewolucjonizowaniu literackiego portretu wampirów, nadszedł czas na wilkołaki.

Spoilerów jest dużo i szczegółowych, ale inaczej nie mogłam wyjaśnić, o co mi chodzi
 Mam nieodparte wrażenie, że ktoś doradził Anne Rice by spróbowała pisać inaczej niż zwykle. W powieści brakuje więc: bogatego tła historycznego, pierwszoosobowej narracji, skomplikowanej historii, która toczy się przez setki lat, oraz niedookreślonej orientacji seksualnej bohatera. Anne Rice nie odpowiada współczesność i to widać.  Najciekawsze fragmenty dotyczą starego domu i grupy wiekowych dżentelmenów. Czuć, że to oni powinni zostać bohaterami powieści, nie ta marudna ciapa.

Reuben jest nierealistyczny w irytujący dla czytelnika sposób. Ma dwadzieścia trzy lata, bogatych rodziców, fundusz powierniczy i dość pieniędzy by kupić dom, który mu się podoba, ot tak. Pracuje w miejscowej gazecie, bo mama zadzwoniła do naczelnej i poprosiła o przysługę. Jest też niezwykle oszczędny, od dwóch lat jeździ tym samym Porsche (tak, to zostało przedstawione. Jako przykład finansowej rozwagi Reubena).
Reuben sprawia, że Louis wydaje się przepełnionym energią i spokojem ducha bohaterem. Chłopak marudzi. Cały czas. Poza tym, jest nieznośnie bierny. Wie, gdzie znajduje się potencjalny wilkołak, który może być w niebezpieczeństwie. Wie, że interesuje się nim podejrzany naukowiec. Co robi Słoneczny Chłopiec? Zaszywa się w lesie, gdzie gapi się na księżyc i zjada bardzo dużo zwierząt (nie lubię go również za mordowanie tych wszystkich zwierząt). Jakiekolwiek próby zbadania sprawy? Dowiedzenia się więcej? Zebrania dowodów? Ale po co? Nic dziwnego, że kiedy nadchodzi wielki finał, Reuben jest zdezorientowany i zdziwiony. Czytelnik zaś jest zdezorientowany i wkurzony, bo dowiaduje się, jak smakowita historia go ominęła.
Okładka jest ładna i klimatyczna, jednak z treścią nie ma nic wspólnego. Nie mówię, że to źle.
Postacie kobiece u Anne Rice są zawsze problematyczne. Z jednej strony mamy takie silne jednostki jak Gabriela czy Klaudia, z drugiej mdłe jak Pandora. W „Darze wilka” Autorka przebiła samą siebie. Laura jest jak Śpiąca Królewna, śliczna, milcząca i łatwa do kontrolowania. Od pierwszej sceny postać była niewiarygodna, ale miałam nadzieję, że za jej zachowaniem coś się kryje- może ona wie coś o wilkołakach? Spotkała je? Może sama jest zmiennokształtną? Bo jak wyjaśnić, czemu samotna kobieta, mieszkająca w głębi lasu, tak chętnie idzie do łóżka z wilkołakiem? Zdarzają się u Rice bohaterki szalone jak marcowy zając, a mimo to ciekawe.
Wyjaśnień nie ma. Jest za to dużo zachwytów jak piękna, czysta i dobra jest Laura. No i dobrze gotuje. Jest dużo noszenia, przestawiania z kąta w kąt, rozbierania i ubierania kobiety. Fakt, dzięki niej Reuben odkrył część tajemnic domu, a przyparta do muru Laura nieźle włada siekierą, ale po zakończeniu książki czytelnik nie wie o niej nic. I nie za bardzo jest ciekawy. Marchent, obecna przez chwilę, zrobiła na mnie większe wrażenie.

Koncepcja wilkołaków jest rzeczywiście do pewnego momentu intrygująca. Potem już mniej, a na końcu ze smutkiem stwierdziłam, że są zbyt mocne, idealne i  w ogóle. Wilkołak nie jest w stanie zabić niewinnej osoby, więc wszystkie ludzkie ofiary to złoczyńcy. Jedynym problemem jest chęć polowania, ale nawet Reuben nie ma problemu by ją opanować. Wyjaśnienia wszystkiego za pomocą mutacji, hormonów i gruczołów dokrewnych brzmią ciekawie, ale kiedy snują je osoby przyznające, że nie ma sposobu na przeprowadzenie badań naukowych, to jest to jałowa dyskusja.
Patrzę, patrzę i oczom nie wierzę...
Styl… czasami błyska dawną Anne Rice, ale nie jest tak dobry. Nawet najsłabsze pozycje z „Wampirzych kronik” czytało się dobrze, zaś w „Darze wilka” zdarzają się fragmenty, gdzie można się zaciąć. Niekiedy trafiamy na akapity, streszczające co powinno się wydarzyć, coś w stylu „Reuben i Jim odbyli ważną rozmowę o Bogu”. Smutne było to, że zazwyczaj taki los spotykał ciekawe fragmenty. Podczas gdy bzdury są opisane bardzo szczegółowo (Laura robiąca surówkę). No i to rzucanie markami- wiemy jakiej firmy Reubem ma telefon, wzmacniacze etc. Brakuje niewymuszonej erudycji z innych serii. Brakuje też pazura. Liczyłam, że zmiany w sposobie narracji przyniosą też inne zmiany, ale wszyscy są tak czułostkowi i przepełnieni wzajemną miłością jak w najgorszych fragmentach Kronik.
Rozczarowała mnie ta książka okrutnie i na pewno nie sięgnę po kolejny tom. Z pewnymi obawami czekam na nowy tom Kronik Wampirzych, mimo że opis jest nad wyraz kuszący. Ale Lestat to bohater, który autorce zawsze najlepiej wychodził, jest więc nadzieja.

0 komentarze: