niedziela, 13 września 2015

Mój problem z księżniczkami w literaturze młodzieżowej

Podobno każda dziewczynka chce być księżniczką. Niewielu z nas się udaje, na szczęście są książki. Za ich pomocą możemy przenieść się do świata gdzie będziemy piękną, ubraną w jedwabie i atłasy damą, o której rękę będzie się starał przystojny książę. Albo nawet dwóch, z czego jeden będzie ekscytujący i mroczny, a drugi opiekuńczy i dobry. Jak mamy szczęście to trafi nam się jeszcze szarmancki łotr.

W literaturze młodzieżowej zaczyna się roić od księżniczek. A będzie ich jeszcze więcej, eksperci twierdzą, że high fantasy  detronizuje w sercach czytelniczek dystopie. Możemy za to podziękować Martinowi i HBO. I nie miałabym nic przeciwko, tylko te księżniczki są zupełnie niekrólewskie.

Zazwyczaj mamy dziewczynę w późnym nastolęctwie w świecie, którzy przypomina nasz Renesans. Tylko że nasza bohaterka, mimo urodzenia i wieku, wie o rządzeniu tyle co czytelnicy. Nie zna protokołu, nie umie poruszać się na dworze. W swoim świecie powinna być dorosła, mieć obowiązki, tymczasem najczęściej nie musi nic. Poza wyjściem za mąż za wyznaczonego przez ojca kandydata i odrabianiem lekcji, rzecz jasna. Jeśli mamy szczęście to potem akcja ruszy, a bohaterka zamieni swoje jedwabie na skórzane spodnie i wyruszy po przygodę. Jeśli jednak autor/autorka zechcą nam zafundować intrygi dworskie, to dostaniemy high school drama. Przy czym charakterystyka postaci najczęściej nie pozwala na szarość i wielowymiarowość.

Księżniczka jako tylko ładna klacz rozpłodowa to raczej wymysł XIX wieku (i nawet wtedy nie do końca działał). Wcześniej szlachcianka była zarządczynią dóbr męża, ambasadorką rodziny na jego dworze, instytucją charytatywną, że już o nie wspomnę o takich co dowodziły wojskami. Te delikatne i urocze księżniczki, które są tylko elementem dekoracyjnym strasznie mi zgrzytają w światach, do których wrzucają je autorzy, zwłaszcza że pozbawiają je jakichkolwiek obowiązków (serio, czytaliście gdzieś o księżniczce, która np. wyszywała ornat do kościoła? Albo koszule dla biednych szyła?). Nie wiem ile taka mimoza przeżyłaby na dworze w XIV wiecznych Włoszech, ale stawiam że niezbyt długo.  

Mam wrażenie, że to wynika jednak z nieoczytania. Takie księżniczki przydarzają się zazwyczaj amerykańskim autorom, a partneruje im Renesans pt. ładne sukienki, drukowane książki, polowanie na sokoły, wymieszany z monarchią absolutną (nikt nie może się sprzeciwić królowi! Tak, jasne) i miłością romantyczną. Ja się nie czepiam za bardzo realiów historycznych, jestem w stanie nawet przełknąć sypianie pod jedwabnymi prześcieradłami wiosną kiedy w sumie zimno, ale taki miszmasz wywołuje zgrzytanie zębów. Bo jeśli mamy w nosie realia historyczne, to czemu nie ideał wiotkiej i bezbronnej dziewczyny?

0 komentarze: